Uwaga

"Perfect" i "Addict" nie jest tłumaczeniem. Cała historia jest fikcją, nigdy nie miała miejsca. W niektórych rozdziałach występują treści wulgarne, przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność. Prawa autorskie są zastrzeżone. Na blogu mogą występować błędy. Jestem amatorką, więc nie wymagaj ode mnie za dużo.

ADDICT

"PERFECT"- CZYLI CZEŚĆ PIERWSZA JEST JUŻ SKOŃCZONA, KONTYNUACJA JEST NA BLOGU : WWW.ADDICT-FANFICTION.BLOGSPOT.COM

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 16

Kiedy zobaczyłam tą wiadomość zamarłam. Co ja mam zrobić? Kto to napisał? Czemu mam zapłacić to 100 tysięcy? Za co? Zerwałam się szybko z łóżka i wybiegłam z pokoju.  Bez pukania weszłam do pokoju Liam’a. Pusto, w środku nikogo nie było. Pewnie siedzieli na dole, jak zwykle. Zeszłam po schodach najszybciej, jak tylko umiałam.
-Liam, musisz to zobaczyć.
Zalana łzami stanęłam przed siedzącym chłopakiem.
-Co?
Wystawiłam mu przed oczami mój telefon. Chwycił go rękoma i dokładnie, powoli przeczytał wiadomość. Spojrzał na mnie z przerażeniem i znowu na telefon.
-Kto to napisał?
-Nie wiem.
-Musimy to zgłosić. Tak nie może być.
Kiwnęłam głową, a łzy nadal spływały po moich zaczerwienionych policzkach.
-Najpierw śmierć Hazzy. Teraz to. Ja nie wiem co mam robić. Liam, proszę cię, pomóż mi.
-Powiedzmy o tym chłopakom. Musimy to przedyskutować. Możemy to zapłacić.
-Nie chodzi o to, żeby to zapłacić. Ja chcę wiedzieć za co i kto tego chce?
Zostawiłam ich z moim telefonem. Postanowiłam czegoś poszukać w rzeczach Harry’ego. Tam mogłam znaleźć odpowiedź. Zaczęłam od wyjęcia wszystkich rzeczy z biurka. Jakieś notatniki, długopisy, płyty, setki tekstów piosenek, które nie ujrzały światła dziennego. Przejrzałam zeszyty z notatkami. Jedyne co wydało się dziwne to, to że przy niektórych dniach były zapisane godziny i kwoty pieniężne. Dość duże kwoty pieniężne. Odłożyłam to na łóżko, aby potem chłopakom to pokazać. Zabrałam się teraz za komodę. Odsunęłam pierwsza szufladę od góry. Jakieś kable, więcej płyt, czasopisma, tak te niegrzeczne też. Nic w niej nie było. Kolejna szuflada i też nic. I wreszcie w ostatniej, kiedy miałam już zwątpić, znalazłam całą masę teczek, płyt, zdjęć, pieniędzy. Wspominał kiedyś coś, ze nie wolno mi dotykać tej komody, ale żeby coś takiego tutaj znaleźć. Nie spodziewałam się. Wyjęłam całą zawartość szuflady i poukładałam obok siebie. teczki były podpisane numerami tak samo jak płyty. Chwyciłam skoroszyt z numerem 45. Odszukałam płytę z tą samą liczbą. Odetchnęłam głęboko. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać.  Otworzyłam teczkę i zobaczyłam zdjęcia, notatki, kartki z groźbami. Co to jest?
-O cholera..- wymsknęło mi się z ust na widok kobiety z rozciętą szyją, z której sączyła się krew. Przywiązana była do krzesła. Co „to” robiło w rzeczach Harry’ego?  Odrzuciłam teczkę na ziemię. Chwyciłam kolejną. Numer „78”. Przed jej otwarciem głęboko westchnęłam. W głowie zaczęły pojawiać mi się obrazy torturowanych kobiet. Łza spłynęła po moim policzku. Spojrzałam znowu na teczkę i powoli ją otworzyłam. Wyjęłam 5 zdjęcia bo tyle ich tam było. Na pierwszym była młoda kobieta. Może miała ze 20 lat. Szatynka. Rozcięta brew, ręce związane grubym sznurem, siedziała na ziemi, ubrana tylko w krótkie spodenki i kusą koszulkę, która kończyła się nad jej pępkiem. Była wykończona. Usta miała sine. Na nogach miała pełno siniaków. Gdyby nie te wszystkie rany, siniaki i otarcia, można by uznać ją za naprawdę  intersującą kobietę. Była na pewno ofiarą gwałtu. Jeszcze raz zapytam. Co te rzeczy robiły u Harry’ego? Na kolejnych fotografiach była ta sama kobieta, ale bez tych wszystkich skaleczeń. Zdjęcia musiały być robione z ukrycia. Śledził ją ktoś. Zajrzałam jeszcze do paru teczek. To samo. Piękna kobieta, która jest śledzona, a następnie pobita i zgwałcona. Koszmar. Stwierdziłam, że zajrzę jeszcze tylko do jednej teczki, a potem obejrzę nagrania. Numer „158”. Oniemiałam, kiedy otworzyłam teczkę. Na zdjęciach byłam ja, sfotografowana z ukrycia. Na kartkach były zapisane moje najważniejsze dane, to co lubię, gdzie przebywam najczęściej i z kim. Serce moje zaczęło bić jeszcze szybciej.
-Liam, chodź tutaj.
Już po niecałych 30 sekundach był w pokoju. Stanął nade mną. Wskazałam palcem na zdjęcie, a kropla, która wypłynęła z mojego oka, opadła na nie. Wyrwał mi kartki z ręki. Też był tym zaskoczony. Dokładnie wszystko przeczytał i spojrzał na mnie.
-Co to jest? Gdzie to znalazłaś?
-Nie mam pojęcia. Tutaj. W komodzie. Ty mi powiedz co to jest? W co zamieszany jest Harry?
-Ja nic na ten temat nie wiem. Zawsze zachowywał się normalnie. Co robimy?
-Nie mam zielonego pojęcia, ale zobacz tego jest mnóstwo.
Wskazałam palcem na teczki porozrzucane po całej podłodze. Harreh w coś ty się wpakował?
Pokazaliśmy chłopakom wszystkie teczki, a potem obejrzeliśmy nagrania. To były straszne co na nich się znajdowało. Jak ludzie mogą być tak okropni. Zastanawiało mnie jedno, czemu ja byłam w jednej z tych teczek. Bałam się.
-Chłopcy, co robimy?
-Możemy to zapłacić, ale o co chodzi z tymi teczkami?
-Skąd je Harry ma?
-My nic o nich nie wiedzieliśmy. Znikał na parę godzin. późno wracał do domu, ale myśleliśmy, że po prostu imprezuje.
Liam zerwał się z kanapy, kiedy dobiegł go dźwięk jego telefonu. Po paru minutach wrócił.
-Dzwonili z komisariatu. Mamy jak najszybciej przyjechać do nich.
-No to szybko. Zbierajmy się.
-Bierzemy to?- wskazał palcem na teczki i płyty.
-Lepiej nie. Zostawmy to między nami.
-Dobra, jedźmy już.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy pod budynek należący do policji. W drzwiach przywitał na komisarz. Miał na plakietce napis: „Josh Cox”. Usiedliśmy na krzesłach w jego biurze.
-Mogą państwo dzisiaj zobaczyć go. Oczywiście, jeśli chcecie. To nie jest przyjemny widok.
-Chcemy.
-Proszę za mną.
Mężczyzna wstał i zaprowadził nas do pokoju, który wyglądem przypominał laboratorium połączone z salą operacyjną. Wzdrygnęłam się na sam widok. Zobaczyłam stół a na nim ciało przykryte prześcieradłem.
-Zanim go wam pokażemy, tutaj są rzeczy, które przy nim znaleźliśmy.
Telefon, prawo jazdy, dowód, paszport, portfel, klucze…papierosy. Co? Papierosy? To nie może być jego. Reszta też to zobaczyła i spojrzeli na siebie.
-Możemy to zabrać. Prawda?
-Niestety nie. Do wyjaśnienia całej sprawy musi to tutaj zostać.
Podeszliśmy do metalowego stołu i wszyscy głęboko westchnęliśmy. Lekarz odsłonił twarz. Chwila. To nie Harry. Na pewno.
-To nie jest Harry.
-Jesteście tego pewni. Wszystkie jego dokumenty były przy nim. Miał swój samochód.
-Na pewno. To nie on. Poznalibyśmy go.
-Musimy to zgłosić. Ale jesteście stuprocentowo pewni tego?
-Tak.
Od razu poczułam się na myśl o tym, że Harry jednak może żyć.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 15

Minął już piąty tydzień od kiedy rozpoczęliśmy naszą podróż. Było świetnie. Tyle miejsc zobaczyłam. Aktualnie byliśmy w Australii, ale wieczorem mieliśmy lot do Nowego Jorku. Nie mogłam się doczekać.
-Może pójdziemy coś zjeść Av? Jestem zmęczony tym chodzeniem.
-Dobry pomysł. Ja też zgłodniałam.
-No to chodźmy. Czytałem na internecie ze tam jest fajna knajpka.
Świeciło słońce, a moje włosy co chwile rozwiewał przyjemny, lekki wiaterek. W mojej torebce nagle za wibrował telefon. Jak zwykle był ustawiony na profil milczący. A to nowość. Wyjęłam szybko go z malej torebeczki. Niall. Dziwne od dawna już się z nimi nie kontaktowałam. Przejechałam palcem po ekranie. Odrzuciłam połączenie. Wrzuciłam telefon do torebki. Znowu za wibrował. Jęknęłam z niezadowolenia. Znowu on. Odrzuciłam. Nie chce teraz myśleć o żadnym z nich. Tylko ja i Justin. Nie chciałam zawracać sobie głowy niczym innym.  Znowu wibracja. Niall. Odebrałam. Nawet nie zdążyłam powiedzieć "Słucham".
-Ava, musisz wrócić i to jak najszybciej. Chodzi o Harry'ego.
-Co się stało? Odnalazł się?. Gdzie on jest?
-To nie jest rozmowa na telefon. Po prostu tu przyjedz, najszybciej jak tylko możesz.
-Będę najszybciej jak się da. Zadzwonię później.
-Tylko szybko. Proszę.
Rozłączyłam się.
-Justin musimy wracać. Musisz mi zarezerwować lot do Londynu. Jak najszybciej. Chodź.
-Av co się stało? Czemu? O co chodzi?
-Po prostu chodź. Musze wrócić.
-No dobra.
Wezwaliśmy taksówkę i już po paru minutach byliśmy w naszym hotelu. Justin pomógł mi się spakować, ale przedtem zarezerwował lot. O co chodziło Niallowi? Może Harry wreszcie się znalazł. Oby. Chciałam wreszcie go przytulic. Bardzo za nim tęskniłam. Nie mogłam przestać myśleć o tych jego puszystych, brązowych lokach, które układała fryzjerka, a on tylko raz nimi potrząsnął i wracały do swojej pierwotnej postaci, zielonych oczach, które ciemniały, kiedy się denerwował, a jaśniały, kiedy dotknęłam delikatnie opuszkami palców jego skory. Tatuaże, którym jestem tak przeciwna, a teraz sama mam jeden. Tak zrobiliśmy sobie z Justinem. Niewielkie na nadgarstkach. Ja mam "J", a on "A". Po prostu się przyjaźnimy. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy i doszliśmy do wniosku, że to na prawdę nie ma przyszłości.
Kiedy już byłam spakowana, poszłam jeszcze coś zjeść. Nie jadłam nic od śniadania. Mój brzuch domagał się jedzenia i tyle. Spojrzałam na zegarek, który miałam na nadgarstku lewej reki. 16.00. Za godzinę miałam samolot. Martwiłam się. Bardzo. Miejmy nadzieje, ze Hazz, mój Hazz wrócił.
Siedziałam już w samolocie. Justin został w Australii, w sumie nie na długo bo i tak leci dzisiaj do Nowego Jorku. Zasnęłam. Obudziłam się dopiero przed lądowaniem. Głęboko ziewnęłam i przetarłam oczy. Spojrzałam na Londyn przez małe okienko. Och jak zwykle nie było słonecznie.  Dobrze, że miałam przy sobie kurtkę,a wcześniej zmieniłam spodnie z krótkich na długie. Gdybym tego nie zrobiła, mogłabym dziwnie wyglądać.
Odebrałam swój bagaż i ruszyłam w stronę postoju taksówek. Szybko jakąś złapałam i podałam kierowcy adres. Wyjęłam swój telefon i wybrałam numer do Nialla.
-Niall jestem już w Londynie. Zaraz będę.
-Proszę szybko.
Rozłączyłam się i poprosiłam kierowce aby się pospieszył. Już kilka minut później byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta. Kierowca wyjął mój bagaż z bagażnika i postawił na chodniku.
-Ile place?
-Nie trzeba. Widzę, że się pani spieszy. Proszę iść.
-Dziękuje. Na prawdę. Do zobaczenia.
Ruszyłam w kierunku bramy. Wpisałam kod. Szybkim krokiem szlam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę i rzuciłam bagaż na ziemie, kiedy znalazłam sie w korytarzu.
-Chłopcy już jestem.
Z kuchni, jak zwykle kuchni, wyszedł Horan, a z nim Liam. Podeszli do mnie i przytulili.
-Po co tu mnie ściągaliście z drugiego końca świata?
-Chodź. Usiądźmy lepiej.
-Powiedz wreszcie o co chodzi.
-Dostaliśmy telefon z Los Angeles. Dotyczył Harry'ego.
-I co mówili?
-No... Liam powiedz jej. Ja nie dam rady.
Niall zalał się łzami.
-Chodzi o to, że dostaliśmy wiadomość- Liam kontynuował.- Dostaliśmy wiadomość, że Harry nie żyje.
Szeroko otworzyłam oczy, z których po chwili wypłynęły łzy.
-Nie, nie to nie możliwe. Nie, nie to musi być pomyłka. Chce go zobaczyć.
-Jest w Los Angeles.
-Ja musze go zobaczyć.
-Ava jesteś tego pewna?
-Muszę. Jasne?
-Zobaczę co da się zrobić w sprawie lotu, ale nie jestem pewien czy to dobry pomysł?
Pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Płakałam. To nie mogła być prawda. Niall wszedł do pokoju i położył się koło mnie.
-Nie płacz. Będzie dobrze. Nie wiemy na pewno czy to on. Ava będzie okay.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Płakał razem ze mną.
-Liam mówił coś odnośnie lotu do LA?
-Nie, ale właśnie się tym zajmuje. Spij. Na pewno długo tego nie robiłaś. Zmęczona jesteś.
Zakrył ręka moje oczy. Zamknęłam je i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
 ***
-Ava, wstawaj, Ava. Musimy jechać. Znalazłem samolot. No wstań wreszcie.
-Co? Jeszcze chwilka. Proszę.
-Ava znalazłem lot do LA. Wstawaj.
Nagle zerwałam się z łóżka na równe nogi. Przede mną stal Liam.
-Na prawdę?
Byłam zarazem wesoła, ale także przybita.
-Zbieraj sie za dwie godziny mamy odlot, ale musimy być troszkę wcześniej.
-Już idę. Zejdę na dol jak będę gotowa.
-To my będziemy czekać.
Liam wyszedł, a ja poszłam się wykapać. Jezu.. Jak ja wyglądam?! Koszmarek.
***

Siedzieliśmy już w samolocie.  Obok miałam Zayna. Całą podróż trzymał moją dłoń. Podwinął w pewnym momencie mój rękaw do góry.
-Co to jest?
Patrzył na mój malutki tatuaż.
-Tatuaż, a co ma być?
-Mówiłaś, że tego nienawidzisz. W ogóle czemu „J”?
-Justin. Zmieniłam zdanie.
-Wróciliście do siebie?
Puścił moja dłoń i spochmurniał. Mogłam coś wymyślić. Skłamać, że ta literka nie oznacza Justina. Nie pomyślałam. Znowu! Sięgnęłam dłonią po jego, ale on odsunął ją jeszcze dalej niż była.
-Zayn, proszę, nie wróciliśmy do siebie. Wyjaśniliśmy wszystko. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-To po co to zrobiłaś?
Wskazał palcem na literę.
-Po prostu. On wytatuował sobie „A”. Do niczego nie doszło. Zayn, popatrz na mnie.
Położyłam dłoń na jego policzku i głęboko spojrzałam w oczy. Były przepełnione smutkiem. Nie ma się czemu dziwić. Możliwe, że przyjaciel nie żyje, z nami też nic nie będzie; kocham Harry’ego; był przemęczony ciągłymi wywiadami, koncertami i pewnie miał jeszcze milion powodów do tego, aby być smutnym, ale bałam się w nie wnikać. Powiedział bezgłośne „Kocham cię”. Zamknęłam oczy, kiedy to usłyszałam. Jego dłoń złapała moja i siedzieliśmy już tak jak dotychczas. W końcu otworzyłam swoje oczy i spojrzałam co dziej się za małym okienkiem. Wszędzie chmury.
-Niedługo będziemy lądować. –Oznajmił damski głos przez radio.
Spojrzałam na resztę chłopaków. Każdy z nich po kolei westchnął. Martwili się tym, co mogą usłyszeć na posterunku policyjnym. Zayn ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej kiedy podchodziliśmy do lądowania. Drugą ręką chwyciłam mój wisiorek. Nie lubiłam latać samolotem. Uf.. już po wszystkim. Wysiedliśmy z tego latającego czegoś i udaliśmy się po nasze bagaże. Wzięliśmy je na wszelki wypadek, gdybyśmy musieli tu na dłużej zostać.  Samochód już czekał przed drzwiami. Zabrali od nas walizki i wsiedliśmy do środka. Zayn cały czas, ani na sekundę, nie puścił mojej dłoni.
Podjechaliśmy pod hotel. Był ogromny. Nie obyło się bez ingerencji ochroniarzy. No tak już całkiem zapomniałam, że oni byli sławni. U nas w Londynie, w naszej dzielnicy, ludzie nie zwracają, aż tak uwagi na nich.  Przyzwyczaili się po prostu do tego. Próbowaliśmy jak najszybciej przedostać się przez tłum fanek i paparazzi, jednak to nie było takie proste, na jakie wyglądało. Kiedy w końcu przekroczyliśmy próg naszych pokoi hotelowych, mogliśmy spokojnie odetchnąć. Dopiero teraz do mnie dotarło, że w tym tłumie cały czas trzymałam Zayna za rękę. Już widzę nagłówki jutrzejszych gazet. „Czy to nowa dziewczyna Zayna?”. „Czy ona ukradła serce Zayn’owi?”, „Czyżby Zayn z popularnego boysbandu One Direction wreszcie próbował się ustatkować?”, jednym słowem Koszmar. W sumie te gazety to był najmniejszy problem. Harry. Znowu tylko on krążył w mojej głowie. Każda myśl należała do niego. Z moich oczu wypływały pojedyncze łzy. To było takie niesprawiedliwe. W tak młodym wieku osiągnął tak wiele. Był taki uśmiechnięty, szczęśliwy, kochany przez tak wiele osób, a teraz tak nagle zniknął. Do mojego pokoju przyszedł Louis.
-Ava, mogę?
-Tak, wejdź.
Przysiadł na kanapie obok mnie.
-Powiem prosto z mostu.
-Tak chyba będzie najlepiej.
-Czy ciebie coś łączy z Zaynem?
Zamarłam. Wlepiłam w niego moje ciemne oczy. Skąd u niego takie pytania?
-Co masz na myśli?
-No wiesz, zachowujecie się jak para, która się ukrywa, znaczy próbuje, bo za bardzo wam to nie wychodzi.
Spojrzałam na swoje splecione palce. Nerwowo nimi poruszałam. I co ja mam mu teraz powiedzieć?
-Nie ze mną ta rozmowa. Idź do Zayn’a.
-Czyli jednak. Nie myliłem się.
-Nie powiedziałam tego.
-Ale też nie zaprzeczyłaś.
-Wiesz, że kocham Harry’ego.
-Ale jak widać nie tylko jego.
-Nie będę z tobą na ten temat rozmawiać.
-Jak chcesz, a miałem przekazać ci, za pół godziny wychodzimy na posterunek.
-Okay.
-I nie myśl, że z Zayn’a ja nic nie wyciągnę. Przeciwnie. Będzie śpiewał.
-No to idź do niego. Ja nic nie zamierzam ci mówić.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Do mojej głowy znowu weszły myśli tylko o Harrym. Wyjrzałam przez okno. Pogoda, jak to w LA, słoneczna, jednak był wiatr. Zajrzałam do swojej nierozpakowanej walizki. Wyjęłam parę czarnych rurek, białą bokserkę i bluzę w tym samym kolorze co spodnie.  Na stopy włożyłam Converse. Nie brałam torby. Do kieszeni włożyłam swój telefon i wyszłam z pokoju. Zapukałam do pokoju Liama. Otworzył mi.
-Chodź idziemy. Chłopaki są już w samochodzie.
Szłam cały czas za nim. Moje spojrzenie było zwrócone ku ziemi, do czasu, aż usłyszałam krzyk fanek. Na szczęście wokół było pełno policji i ochrony. Kiedy minęliśmy drzwi, moje włosy zostały rozwiane w każda stronę przez wiatr. Wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy. W przeciągu może 10 minut byliśmy na miejscu. Głęboko odetchnęłam. 
-Mała nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Masz nas.
-Ale..
-Żadne ale, zawsze ci pomożemy.
-Potrzebuję Harry’ego.
-Cii, maleńka.
Weszliśmy przez niewielkie drzwi na posterunek. Wszędzie roiło się od policjantów. Podeszliśmy do biurka jednego z komisarzy.
-Wy przyszliście w sprawie Harry’ego Styles’a. Tak?
Kiedy wypowiedział jego imię i nazwisko znowu wybuchłam płaczem. Liam przyciągnął mnie do siebie. Objął ramieniem i pocałował w czoło.
-Cii.. nie płacz.
-Proszę za mną.  Przejdziemy do mojego gabinetu.
Weszliśmy do dużego biura. Musiał być kimś ważnym, skoro było tak pokaźnie urządzone.
-Co z Harry’m? Gdzie on jest?
-Proszę o spokój. Pan Harry Styles zginął w wypadku samochodowym dwa dni temu.
-Ale gdzie on teraz jest? Muszę go zobaczyć.
-W tej chwili to jest nie możliwe. Jest pod obserwacją naszych patomorfologów. Wszystko będzie wiadome dopiero jutro.
-A więc o której godzinie mamy przyjść?
-Myślę, że 12. Będzie w sam raz.
-To do widzenia. Do jutra.
-Tak, do jutra.
No za dużo nam to dzisiaj nie dało.  Wiem, że jutro już nie odpuszczę. Musze się dowiedzieć co z nim. Co było powodem tego wypadku?
Wróciliśmy do hotelu. Zamknęłam się u siebie w pokoju. Położyłam się na łóżku i znowu zaczęłam płakać. Czemu to jego właśnie spotkało? Czemu nie mnie? 
-Jutro go zobaczymy. Obiecuje.
-Dziękuję.

Podszedł do mnie Louis.

-I co rozmawiałeś z Zayn’em?

-Tak.- powiedział pewnym siebie głosem.

-Co ci powiedział?

-Nic.-uśmieszek, który miał na twarzy zniknął.

-Mówiłam.

-Ja i tak wiem swoje. Między tobą, a nim coś na pewno jest.

-Tak, przyjaźń. Nic więcej.
Wyszedł z mojego pokoju Lou, ale za to wszedł Zayn. Przysiadł koło mnie. Złapał za mój wisiorek. Obrócił go kilka razy miedzy palcami.
-Nadal go nosisz.
-Jak widać.
-Cieszę się.
-Nie masz z czego.
-Jak nie. Masz go. To mi wystarczy.
-Mogę go w każdej chwili zdjąć.
Odgarnął moje włosy z szyi. Musnął ją lekko swoimi ustami.
-Muszę ci zrobić kolejną malinkę.
-Lepiej nie. Nie potrzebuję tego.
-Co się z tobą stało?
-Nic. Lou się czegoś domyśla, więc przestań. 

-Wiem rozmawiał o tym ze mną.
-Nic mu nie powiedziałeś! Prawda?!
-Nie.
***
Wieczorem nadal leżałam na łóżku. Okryta kocem, oglądałam telewizję. Próbowałam się od tego wszystkiego oderwać. Mój telefon, który leżał obok, nagle za wibrował. Na wyświetlaczu pojawił się napis: