Uwaga

"Perfect" i "Addict" nie jest tłumaczeniem. Cała historia jest fikcją, nigdy nie miała miejsca. W niektórych rozdziałach występują treści wulgarne, przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność. Prawa autorskie są zastrzeżone. Na blogu mogą występować błędy. Jestem amatorką, więc nie wymagaj ode mnie za dużo.

ADDICT

"PERFECT"- CZYLI CZEŚĆ PIERWSZA JEST JUŻ SKOŃCZONA, KONTYNUACJA JEST NA BLOGU : WWW.ADDICT-FANFICTION.BLOGSPOT.COM

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 22

Obudziłam się cała obolała. Posiniaczone dłonie, nogi i twarz. Nie mogłam się ruszyć. Znajdowałam się małym pokoju. Ściany były szarobure. W niektórych miejscach znajdowały się zadrapania i plamy pozostawione przez krew. Mam krzyczeć czy nie? Leżałam na starym, dużym i w dodatku brudnym materacu. Łza spłynęła po moim policzku.  
**
Parę godzin później usłyszałam kroki. Następnie skrzypniecie drzwi. Zacisnęłam mocno oczy. Nie chciałam widzieć nikogo. W obecnej sytuacji wolałam się wcześniej w ogóle nie obudzić. Gorący podmuch dotykał mojej twarzy i szyi. Wywołał gęsią skórkę.
-Jestem ciekawy jak zareaguje Styles gdy się dowie o śmierci swojej dziewczyny.
Szybko otworzyłam szeroko oczy, ale po chwili tego pożałowałam.
**
Dopokoju znowu wszedł ktoś. Spojrzałam w kierunku postaci. To nie był ten sam mężczyzna. Jego spojrzenie było ciepłe. Miał uśmiech na twrzy.
-Dzień dobry aniołku. Jak się spało?
Mój mózg zaczął szybko analizować ciało mężczyzny i przetwarzać informacje. Usiadł obok mnie na materacu i położył dłonie na kolanach. Byliśmy sami w pokoju. Jego wzrok po chwili zwrócił sie ku mnie. Dłoń położył na moim zmarzniętym policzku. Przejechał kciukiem po nim i otarł jedna z łez.
- Mnie nie musisz sie bać.
Podniosłam sie na łokciach. Spojrzałam na niego i dokładnie przyjrzałam sie jego twarzy.
- Skąd mam mieć pewność, że nic mi nie zrobisz?
- Bo zamierzam cię stąd zabrać i zająć się tobą. Chcę abyś wróciła do zdrowia. Odzyskała siły.
Więcej już się nie odezwałam.
Mężczyzna wstał i kierował się w stronę wyjścia.
- Gdzie moje maniery? Nie przedstawiłem się na początku. Jestem Matt.
Pokiwałam głową i wyszedł. Jednak po chwili wrócił z torbą. Położył ją obok mnie. Rozsunął i wyjął kilka ubrań.
-Zdejmij te brudne ubrania i ubierz to.
Nie ruszyłam się. Byłam zbyt obolała.
-Mam ci pomóc?
Pokiwałam głową. Podwinął moja koszulkę a ja zacisnęłam dłonie na materiale aby nie odkrywał więcej mojego ciała.
-Musisz się przebrać.
-Nie patrz na mnie.
-Nic ci nie zrobię. Obiecuje.
**
Siedzieliśmy w samochodzie Matt’a . Pozwolił mi wybrać muzykę, aby się choć trochę rozluźnić. Prowadził dość swobodnie.
-Co się stało z tamtym mężczyzną?
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
W głowie już układały mi się scenariusze dotyczące losów nieznajomego mężczyzny.
Zatrzymaliśmy się na podjeździe przed dużym, zadbanym domem. Zapewne należał do niego. Wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł z samochodu. Obszedł samochód, otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z auta. Wyjął torby z bagażnika i poszliśmy do domu.
-Gdzie jest mój telefon?
-Mam go w kieszeni. Już ci daje.
Wyciągnął telefon i podał mi go. Był wyłączony.
-Niestety padła bateria.  U mnie możesz go naładować.
Posłał mi cudowny uśmiech warty okładek najlepszych magazynów modowych.
Weszliśmy do domu i od razu pokazał mi pokój dla mnie. 
-Idź pod prysznica, a potem połóż się spać. Dobrze ci to zrobi.
-Powinnam najpierw poinformować najbliższych, że ze mną wszystko w porządku.
-Zadzwonisz jutro. Dobrze?
-W porządku. Gdzie jest łazienka?
-Każdy pokój ma własną łazienkę. Ręczniki i szlafroki są w szafce po lewej.  Czystą szczoteczkę do zębów powinnaś znaleźć w szufladzie pod umywalką.
-Dziękuję.
**
Zapach świeżo parzonej kawy wypełnił moje nozdrza. Otworzyłam powoli oczy, a promyki słońca sprawiły, że musiałam je zamknąć. Odkryłam fałdy kołdry i postawiłam stopy na zimnej posadzce. Owinęłam się ciaśniej szlafrokiem i powędrowałam za zapachem. Matt stał w kuchni i szykował śniadanie.
-Cześć.
Odwrócił się i uśmiechnął w ten swój niesamowity sposób.
-Cześć. Wyspałaś się? Dobrze się czujesz?
-Tak, jest o wiele lepiej.  Dziękuję.
-Chcesz kawy, herbaty, wody, soku?
-Kawę poproszę.
Oparłam się o blat kuchenny i patrzyłam jak Matt przygotowuje kawę.
-Chciałabym wrócić dzisiaj do domu.
-Jesteś pewna?
-Przyjaciele będą się o mnie martwić.
-To zadzwoń do nich.
-To też zrobię.
-Proszę Cię. Zostań choć parę dni.
-Przemyślę to.
Podał mi gorący kubek kawy nad którym unosiła się para. Podmuchałam i upiłam łyk.
-Czemu mi pomagasz?
-Nie pamiętasz mnie prawda?
-Przepraszam, ale nie.
-Chodziliśmy razem na angielski. Podkochiwałem się w tobie, ale ty wtedy byłaś z jak mu tam? Justinem? Nadal jesteście razem?
-Nie. Niedawno się rozstaliśmy. Widziałam się z nim parę dni temu.
-Przykro mi.  Wyglądaliście na dość szczęśliwą parę. 
-Byliśmy.
Po moim ciele przeszedł dreszcz na myśl o wspomnieniach. Spojrzałam na malutki tatuaż, który miałam dzięki Justinowi. Upiłam łyk kawy i od razu poczułam się lepiej. Powinnam to wszystko przemyśleć. Rozwiązać problemy z Harrry’m, Justin’em i Zayn’em . 
-Matt?
-Hm..?
-To jest bardzo dobry pomysł, abym to została na kilka dni, ale nie będę ci przeszkadzać?
-Cieszę się, że chcesz zostać.
**
-Co powiesz na to byśmy spędzili wieczór oglądając jakieś filmy i zajadając się chińszczyzną, pizzą i chipsami?
-Skąd wiesz co lubię?
-Nie chcesz wiedzieć.
-Powiedz mi. Skąd wiedziałeś, że byłam w tym magazynie?
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Powinnam wiedzieć.
-Mam nie za dobre stosunki z tym facetem, który cię przetrzymywał. Powiedzmy, że uratowanie ciebie było tylko takim bonusem.
-Przepraszam, jeśli narobiłam ci kłopotów.
-Jest w porządku.
**
W końcu włączyłam telefon. Miałam aż 48 nieodebranych połączeń od Harry’ego,8 od rodziców, ale oni pewnie nic nie wiedzieli o moim zniknięciu,  26 od Eleanor, po 15 od reszty chłopaków, a Justin przerósł chyba sam siebie bo aż 84 połączenia. O wiadomościach już nie wspomnę. Była ich masa. Postanowiłam zadzwonić do Harry’ego. Odebrał zaraz po pierwszym sygnale.
-Ava? Gdzie ty jesteś? Co się z tobą dzieje?
-Ha-Harry. Tęskniłam za twoim głosem.
-Ava, gdzie jesteś?
-Nie znam dokładnie adresu. Nie martw się. Wszystko jest w porządku. Matt mnie odwiezie do domu w tym tygodniu.
-Kim do cholery jest Matt?
-Harry nie martw się.
-Spakuj się, przyjadę po ciebie niedługo.
-Harry!
Rozłączył się.  Jak ma niby przyjechać po mnie, jak nie wie dokładnie gdzie jestem? A może powinnam mu była powiedzieć? Powinien po mnie przyjechać. Martwi się, chyba.
**
Niecałą godzinę później usłyszałam dzwonek do drzwi.  Poszłam otworzyć, bo Matt właśnie się czymś zajmował u siebie w biurze.
-Harry?
-Ava. Bogu dzięki. Nic ci nie jest.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Cały czas tylko dziękował Bogu, ze jestem cała.
-Wiesz jak się martwiłem?
-Jak mnie znalazłeś?
-Przez twój telefon. Gdybyś nie zadzwoniła, nawet nie chcę myśleć o tym.
-Harry? Nie powinieneś być teraz w trasie?
-Dziwnym trafem akurat dzisiaj i jutro nie mam koncertów.
Cwaniacki uśmieszek się pokazał na jego twarzy.
-Nie odstąpię cię teraz na krok.
**
KONIEC CZĘŚCI I